sobota, 7 stycznia 2012

94.

Witam.
Dzisiaj byłam na pogrzebie Karoliny. Wszystko było białe.. trumna, ona ubrana na biało, kwiaty. Gdyby żyła nigdy nie pozwoliłaby pochować się w białej trumnie a tym bardziej w białej sukience, wolałaby czerwone albo czarne róże zamiast białych... Znałam ją krótko ale tego jestem pewna.
Całą msze dzielnie się trzymałam, nie rozpłakałam się. Dopiero gdy wychodziliśmy, gdy usłyszałam ten marsz żałobny, gdy usłyszałam szlochanie jej siostry ... to było okropne. Płakałam całą drogę na cmentarz, na nim i z powrotem, a raczej łzy leciały mi niezależnie od mojej woli. Kiedy składałam kondolencje jej siostrze i ją przytuliłam czułam jakby to była Karolina. Ewelina szukała natomiast w każdym kto ją wziął w ramiona siostry. Szczerze nie przyjaźniłam się z Karoliną po prostu z nią mieszkałam, Ewelina też mieszkała w bursie ale łączyły nas kontakty jak z  każdym innym znajomym nic wyjątkowego, Jednak jej widok wywołał we mnie nie dość że ból psychiczny po stracie tak młodej osoby, koleżanki, osoby z którą mieszkałam 4 miesiące ale także czysty ból fizyczny, taki ścisk w klatce piersiowej. Nadal cierpię ale pogodziłam się z jej śmiercią. Wiem że Bóg miał jakiś plan nie powstrzymując jej, pozwalając jej odejść.
Dziękuje Bogu za tak silny charakter, że potrafiłam się tak szybko otrząsnąć.
Opisanie tego na blogu daje mi katharsis. Zawsze będę o tym pamiętać ale nie chce do tego wracać, na razie sprawia to jeszcze za duży ból.
D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz